Adam Zaborowski

Człowiek Renesansu w Nowoczesnym Wydaniu

Featured
Gallery Image
Gallery Image

Geodeta duszą, historyk z pasji, dyplomata z powołania. Ambasador polskości na wszystkich frontach – i mistrz łączenia protokołu z… poczuciem humoru.

Jeśli Leonardo da Vinci żyłby w XXI wieku i urodził się w Stryjnie Kolonii, nazywałby się Adam Zaborowski. Bo jak inaczej opisać człowieka, który z mapą w jednej ręce, a książką w drugiej, przemierzał kolejne epoki, dyscypliny i kontynenty, zostawiając za sobą ślad klasy, wiedzy i życiowej finezji?

Zaczęło się – jak w dobrej powieści – od geodezji. Młody Adam wchodzi na Wydział Geodezji i Kartografii Politechniki Warszawskiej z precyzją człowieka, który wie, że przestrzeń to coś więcej niż współrzędne. Ale zamiast zadowolić się tytułem inżyniera, otwiera kolejną mapę – tym razem historię – i wyrusza w podróż ku doktoratowi z nauk humanistycznych. Bo przecież tylko ktoś wyjątkowy potrafi z równą pasją obliczać powierzchnię działki i analizować meandry dziejów.

W życiu zawodowym Zaborowskiego trudno znaleźć obszar, którego by nie dotknął. Był wykładowcą, urzędnikiem, dyplomatą, wiceprezesem Polskiej Organizacji Turystycznej, twarzą polskiej gościnności i człowiekiem, który potrafił zamienić promocję kraju w prawdziwą sztukę. Gdy Sir Edmund Hillary – zdobywca Everestu – odwiedzał Polskę, to właśnie Adam przyjmował go jak przystało: z klasą, historią i… zapewne z kieliszkiem dobrego czerwonego wina – bo dyplomacja dyplomacją, ale smak życia to zupełnie osobna specjalizacja.

Section image
Person image

A gdy Polska przygotowywała się do Euro 2012, on – ramię w ramię z Gmochem i Szarmachem – pokazywał Europie, że nad Wisłą jest nie tylko dobra piłka, ale też dobra kuchnia, świetne towarzystwo i… nieprzewidywalne poczucie humoru.

Nie trzeba jednak czytać CV Adama, by wiedzieć, że to człowiek z charakterem. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia: tu – w akademiku, z uśmiechem, kieliszkiem wina i szklanką coli, otoczony dziewczynami jak król życia (którym zapewne na chwilę był). Tam – w stroju ułana, świętujący ślub kolegi z Politechniki. Zawsze gdzieś między konwenansem a spontanicznością, między elegancją a odrobiną bohemy.

To ktoś, kto potrafił z równą swobodą przemawiać przed ambasadorami, jak i zarzucić soczystym bon motem przy stole. Dyplomata, który wiedział, że w życiu – podobnie jak w polityce – liczy się nie tylko protokół, ale też dobre tempo rozmowy i… cięta riposta, gdy sytuacja tego wymaga.

A gdy po 45 latach kariery postanowił oddać głos swoim wspomnieniom, powstała książka „Promując Polskę. Dyplomacja, gospodarka, turystyka, sport, kultura” – pozycja, która mogłaby nosić podtytuł: „Jak nie zasnąć przy briefingu i przyciągać ludzi, zamiast tylko przemawiać do nich”.

Decorative image

Adam Zaborowski to więcej niż człowiek. To marka. Styl. Opowieść, którą chce się słuchać przy winie, czytać między wierszami i cytować po latach.

Człowiek, który mierzył ziemię, poznawał historię, reprezentował kraj, a przy tym nigdy nie zapomniał, jak ważna jest dobra anegdota, szczypta ironii i serdeczny śmiech.